środa, 25 lutego 2015

Dziś są moje urodziny:)

Stało się. Przekroczyłam tą magiczną barierę i nawet nie bolało. Koniec żartów, od teraz jestem poważną matką, żoną, zawodniczką i ....


...sama zjem cały tort:)


Dziękuję za życzenia i słowa wsparcia:)

wtorek, 24 lutego 2015

Ostatni bieg młodzika...

Jutro... nie przejdzie mi to przez usta... idę biegać.
Na Joce zawsze można polegać, w sumie bez niej nie wybrałabym się nigdzie o tej godzinie. Może trochę spowalnia, ale dwójka nie wybiera i jak przyciśnie to trzeba przystanąć. Za to później mknie niczym łania. Bilans wieczornej eskapady poniżej....



... a zdjęcie Joki chyba pokazuje, że nie próżnowałyśmy.


Antoninka też już śpi:) Tata pilnował.

niedziela, 22 lutego 2015

I want to ride my bicycle...

Od dłuższego czasu pogoda ewidentnie wysyłała mi komunikat: Ćwicz na dworze! No to proszę bardzo:)
Aż się cała trzęsę z radości, że w końcu wyciągnę na światło dzienne mojego białego rumaka, moją żyletę, mknącą "szczałę", oldschoolowo zwaną kolarzówą. Poznałyśmy się nieprzypadkowo, a proces dopasowania jest cały czas w toku. Najpierw musimy trochę ze sobą pobyć, zgrać się, żeby ustalić ostateczną taktykę. Ramę mam dziewczyńską (rozmiar 50), tak samo kierownica została dobrana pod drobne babskię dłonie. Jest ślicznie.



Teraz jeszcze musi być szybko, ale nad tym cały czas pracuję.

Do tej pory jeździłam głównie MTB, nie jakoś wyczynowo, ale wstydu nie było. Różnica jest kolosalna, począwszy od tego twardego, co tylko wyglądem przypomina siodełko (zaczynam dziergać na niego beret;)) po kręgosłup, kark, ramiona. Ta "przejażdżka" uświadomiła mi, jak ważne jest wzmacnianie całego ciała. Mocny kręgosłup to podstawa, a co za tym idzie też obręcz barkowa, mięśnie brzucha. CrossFit nadchodzę- make me stronger!
Aaaaa i prawie bym zapomniała o czuciu głębokim, na szosówce wyjdzie wszystko. Szczegóły wkrótce:)

piątek, 20 lutego 2015

I'm back

Sama nie wiem, jak to się stało, ale ruszyło się i to mnie cieszy:). Być może powrót do korzeni, mamine obiadki czy pączek od taty dały mi tyle energii, że wróciłam do czasów sprzed ciąży i … cała latam. Mój nadworny trener, czytaj mąż, wyjechał na szkolenie i nakazał: wydłuż trasę i trochę zwiększ prędkość, pierwsze 5 km w czasie 6 min/km, następne 5.50 min/km. Tylko, że jak już ruszyłam to nie mogłam zwolnić. Zatem potwierdzam, po ponad roku braku aktywności fizycznej powrót do formy jest możliwy, a nawet wskazany! 
17.02 wtorek. Tosieńka nakarmiona i ululana, zostaje pod opieką dziadków. Był akurat podkoziołek więc chapsnęłam pół pączka i  w drogę.

Wsi spokojna wsi wesoła


Przy żółwiu zadzwonił mąż kontrolnie...

Zachęcona wtorkowym przełomem, w czwartek 19.02 postanowiłam zrobić trasę, którą biegnie Chyża 10 (no prawie, bez 1km)



 Tu już nie Nowy, tylko Stary Tomyśl.

W czwartek udało mi się zrobić 9 km w czasie 53 min. Mam 4 miesiące i plan, żeby w tym czasie zrobić 10 km... albo w krótszym:) 

Tętno, oczywiście, zawsze mogłoby być niższe 



piątek, 13 lutego 2015

Gruby czarny kot przebiegł mi drogę… i to 13-tego w piątek

W takie dni wątpię czy uda mi się dotrwać do lipca, a przede wszystkim odpowiednio przygotować do godziny 0. Chcąc wzmacniać całe ciało wybrałam się na crossa. Tym razem zdążyłam na czas, szkoda tylko, że nie wzięłam spodenek. W pantalonach ćwiczyć nie będę, wracam do domu. O tej porze zostało mi tylko bieganie. Miały paść nowe rekordy, miały być kwiaty i wizyty w zakładach pracy;) miały, ale się… popsuło endo a pulsometr zapomniałam, że trzeba włączyć. Za to Joka zawsze wiernie trwa do końcaJ. Około 7 km na lepszy sen J



poniedziałek, 9 lutego 2015

Smoke on the water...

Niektórzy kapią się tylko w soboty, ja przełamuje stereotypy i w wodzie ląduje też w poniedziałek:) 
Tosia nakarmiona, butla czeka w gotowości- no to Matko Polko do roboty!
Na początek rozgrzewam nogi 4 baseny, dalej wałkuje ręce. 


Pod wodą rękę ciągnę do końca ( do uda), wyciągam tak aby łokieć był wysoko, a palcami muskam taflę wody- 4 baseny na lewą, 4 na prawą rękę.






Następnie wyłączam nogi. Jedną ręką wykonuje cały ruch i oddech, druga ręka robi ruch do połowy, czyli przez chwilę "sunę" siłą rozpędu (w wodzie ta chwila wydawała mi się dłuższa). Między nogami ósemka, ruch tylko by złapać równowagę.



Niestety mój problem to pobór oddechu:/ za bardzo skręcam głowę w tył, jakbym chciała zobaczyć kto mnie goni... a będą całe tłumy;)


Na koniec, na dobicie 10 basenów z makaronem. No cóż, wydawało mi się, że jest nieźle, ale filmik pokazuje raczej sceny z "Uwolnić orkę", a nie Michael Phelps na olimpiadzie. 


                                                                                                                                                                         

niedziela, 8 lutego 2015

(Nie)dzielny wycisk rowerowy


Przejęta ostatnimi wynikami biegowymi postanowiłam co następuje: skupić się na dyscyplinach triathlonowych! Zatem nie ma wylegiwania się na jodze, dzisiaj godzinny przejazd w klimatyzowanej sali:). Nie ma co tu dłużej opisywać, zdjęcie mówi wszystko. 


To nie woda, ani żadne inne płyny;) aaa i ponad 500 kcal leży na tej podłodze:) aż chce się zrobić coś jeszcze tylko trzeba wracać do Tosieńki:) będzie energiczny spacer.

piątek, 6 lutego 2015

Run mummy run:)


Ten trening chyba nie miał się odbyć. Wróciliśmy z krótkich ferii w Kołobrzegu i Tosieńka była trochę rozbita.  Nie mogła się zdecydować czy chce spać, bawić się, a może jeszcze coś innego. Zatem miało być szybko, ale konkretnie. Na 18 rowerek, nie dojechałam:/ No to bieganie, może interwały? Pół godzinki i będę z powrotem. Joka na feriach u teściowej;) więc nie pociągnie jak osłabnę:/ trzeba liczyć na siebie. Pierwszy kilometr spokojnie, jest mroźno więc powoli przyspieszam. Drugi- pulsometr moja zmora:/ Nagle muzyka przestaje grać i dzwoni mąż… w tle słyszę płaczącą Tosię- „daj mi 10 minut”. Nie znam lepszego motywatora do przyspieszeniaJ Powrót był ekspresowy. Kilometr przebiegłam w czasie 5.26m, w końcu powrót do formy sprzed ciążyJ. Tylko zasapałam się jak sapacz pospolity;) a ma to być moje tempo startowe i nie tylko przez 1 km, ale przez 10. Jak mawiał Frank Drebin: „Prawda jest bardziej bolesna niż jazda na rowerze bez siodełka”, czas się brać ostro do roboty, żeby w lipcu nie było wioski;)

niedziela, 1 lutego 2015

Trening, którego nie było


W niedzielny poranek postanowiłam skosztować czegoś innego niż bieganie, rower czy pływanie. Zapadła decyzja...joga powinna postawić mnie na nogi po crossowych i rowerowych wariacjach. Mały relaks i rozciąganie i ... przyszło rozczarowanie. Nie zajęciami, tylko stanem, a raczej długością moich mięśni. Kiedyś mostek robiłam z nudów, a teraz, po ciąży, tragedia. Czułam jak cała przednia taśma spięła się i ciągnęła w drugą stronę. Muszę się zmierzyć, czy przez te 9 miesięcy nie skurczyłam się;) Kilka pozycji muszę wykorzystać przy biegowym rozciąganiu, między innymi tą poniżej;)


Wieczorem przyszedł czas na trening właściwy -  pod kątem triathlonu. Tym razem bez Tosieńki, która już smacznie spała. Za to z towarzyszką doli i niedoli - Joką. Z mężem nie wyobrażamy sobie, jak można biegać bez psa ;) Najlepszy motywator -  po prostu trzeba wyjść i tyle.
Dzisiaj bez założeń, czyli biegnę po swojemu. Pulsometr kontrolnie tylko pika, że tętno za wysokie. Poza tym była moc, pogoda idealna, piękne okoliczności przyrody i padł mi telefon. Staropolskie porzekadło głosi: Jeśli endomondo nie zarejestrowało- treningu nie było. A miało być tak pięknie.
Na szczęście od czego mam pulsometr. Trasa była ta sama co ostatnio, czyli 6 km, w: 



P.S. Po doładowaniu telefonu pamiętajcie, żeby wyłączyć endo. Moje o 3 nad ranem, przypomniało mi, mężowi, Tosi i Joce, że "lap time is..."