piątek, 6 lutego 2015

Run mummy run:)


Ten trening chyba nie miał się odbyć. Wróciliśmy z krótkich ferii w Kołobrzegu i Tosieńka była trochę rozbita.  Nie mogła się zdecydować czy chce spać, bawić się, a może jeszcze coś innego. Zatem miało być szybko, ale konkretnie. Na 18 rowerek, nie dojechałam:/ No to bieganie, może interwały? Pół godzinki i będę z powrotem. Joka na feriach u teściowej;) więc nie pociągnie jak osłabnę:/ trzeba liczyć na siebie. Pierwszy kilometr spokojnie, jest mroźno więc powoli przyspieszam. Drugi- pulsometr moja zmora:/ Nagle muzyka przestaje grać i dzwoni mąż… w tle słyszę płaczącą Tosię- „daj mi 10 minut”. Nie znam lepszego motywatora do przyspieszeniaJ Powrót był ekspresowy. Kilometr przebiegłam w czasie 5.26m, w końcu powrót do formy sprzed ciążyJ. Tylko zasapałam się jak sapacz pospolity;) a ma to być moje tempo startowe i nie tylko przez 1 km, ale przez 10. Jak mawiał Frank Drebin: „Prawda jest bardziej bolesna niż jazda na rowerze bez siodełka”, czas się brać ostro do roboty, żeby w lipcu nie było wioski;)