Ten trening chyba nie miał się odbyć. Wróciliśmy z krótkich
ferii w Kołobrzegu i Tosieńka była trochę rozbita. Nie mogła się zdecydować czy chce spać, bawić
się, a może jeszcze coś innego. Zatem miało być szybko, ale konkretnie. Na 18
rowerek, nie dojechałam:/ No to bieganie, może interwały? Pół godzinki i będę z
powrotem. Joka na feriach u teściowej;) więc nie pociągnie jak osłabnę:/ trzeba
liczyć na siebie. Pierwszy kilometr spokojnie, jest mroźno więc powoli
przyspieszam. Drugi- pulsometr moja zmora:/ Nagle muzyka przestaje grać i
dzwoni mąż… w tle słyszę płaczącą Tosię- „daj mi 10 minut”. Nie znam lepszego
motywatora do przyspieszeniaJ
Powrót był ekspresowy. Kilometr przebiegłam w czasie 5.26m, w końcu powrót do
formy sprzed ciążyJ.
Tylko zasapałam się jak sapacz pospolity;) a ma to być moje tempo startowe i
nie tylko przez 1 km, ale przez 10. Jak mawiał Frank Drebin: „Prawda jest
bardziej bolesna niż jazda na rowerze bez siodełka”, czas się brać ostro do
roboty, żeby w lipcu nie było wioski;)