czwartek, 29 stycznia 2015

Czy jeszcze kiedyś zagram na skrzypcach...;)


Po ostatnim Crossie przestało boleć w niedzielę. Minął tydzień, czas się znowu sponiewierać:)
Rozgrzewka, pora rozruszać stawy, żeby uniknąć kontuzji (choć czuję, że dźwigając Tosieńkę napięłam sobie naramienny, ale nie róbmy wymówek już na początku;)
Uzbrojona w 5kg talerz- zaczynam.

Rozpiska na tablicy, te zgrabne kółka to talerze. Na początek 30 naskoków na nie- coś dla mnie:), po tym ciężar w dłonie, unoszę ponad głowę i opuszczam za nią, czyli 20x ćwiczenia na triceps; następnie 10x burpees- moje ulubione padnij powstań:) i 7 takich serii.
O naramiennym już zapomniałam, teraz triceps będzie mi się śnił po nocach. Przy 5 powtórzeniu wyglądałam jak ciężarowiec- rwanie, podrzut, byle do góry:)
Niestety w grupie są sami wymiatacze więc gdy pierwsza osoba skończyła, reszcie pozostały 2 minuty na dokończenie. Udało mi się zrobić 6 pełnych serii i nadal stać o własnych siłach;)
Kolejne ćwiczenia mieliśmy wykonywać przez 8 minut, a były to:
10x przysiad z talerzem przytulonym do klatki piersiowej,
8x plank- podpór na przedramionach i unoszenie do pozycji pompki (no dobra, wersja damska to nie wstyd... chyba),
6x krążenia wokół głowy z obciążeniem,
4x tuck jump, czyli podskoki z kolanami jak najbliżej klatki piersiowej.
Nic tak dobrze nie robi na sen jak kilka brzuszków, zatem 100 krótkich spięć, 50 skośnych, 50 nożyc i 20x unoszenie bioder. Już czuję kaloryfer;)