niedziela, 24 maja 2015

I'm gonna be Iron like a Lion in Zion

Co roku pod koniec maja w Tarnowie Podgórnym (in my hood;)) odbywa się Bieg Lwa- najlepsza impreza biegowa ever, super kibice, bardzo dobra organizacja (to się nazywa lokalny patriotyzm). W pierwszej i drugiej edycji biegłam półmaraton, teraz jednak zdecydowałam się na krótszą wersję...wiadomo po ciąży nie chciałam tak szaleć. Za to założyłam sobie cel, przebiec jak najszybciej się da, w tempie ok. 4.50 min/km. Przeanalizowałam poprzednie biegi i cel wydawał się bardzo realny do osiągnięcia. Nie wzięłam pod uwagę pogody, a ta postanowiła wbrew prognozom porządnie przygrzać.

 tu już finiszuję. Na 7 tys. zdjęć mam jedno

Do brzegu. Było gorąco, ja się podjarałam, bo wcześniej jeszcze z niedowiarkami założyłam się, że przebiegnę w zamierzonym tempie więc trzeba było trzymać poziom. Biegłam tak szybko, że nie dałam rady napić się wody, na szczęście mieszkańcy spisali się rewelacyjnie i poza super dopingiem uruchomili zraszacze ogrodowe i schładzali trasę.
Czy się udało? Nooo raczej;) Czas netto: 33:46, 9 wśród kobiet, 4 w kategorii wiekowej i 49 miejsce w klasyfikacji Open. Ponownie na pierwszej stronie wyników, tym razem w "Pogoni za lwem".

Poziom expert w obsłudze Painta;) mam wpisane w CV
Pokazuje to, jak regularne treningi z Fabryką poprawiły moją formę, szybkość i wytrzymałość:) Doping również daje kopa:)
  tu już po, super mieć wtyki na dzielni;)

sobota, 16 maja 2015

Weekend na działce part 2

Dzień drugi- sobota. Miałam zacząć od biegania, ale jak już wspominałam trenuje sama i zrobię po swojemu:) aaaaa tak na prawdę to już się nie mogłam doczekać aż wsiądę na moją białą szczałę.
Tym razem znałam trasę więc bez stresu

 Zaczęły się szutry zatem resztę domaszeruję. Dystans dnia 35 km, szybka przebiórka i czas na trening biegowy, czyli tak zwana zakładka


Założenia to 4 km rozbiegania, rozciąganie, następnie siła biegowa. Na odcinku 100 m do zrobienia ma 3 serie: skip A, C, wyskoki, wieloskok i bieg na maxa. Na koniec, dla wyciszenia 3 km i zasłużony kotlet, made by mama:)


piątek, 15 maja 2015

Weekend na działce- part 1

Mąż wyjechał, Fabryka również więc musiałam trenować się sama, no prawie. Zrobiłam sobie z Tosią długi weekend i pojechałyśmy do dziadków na działkę, maleństwo wypoczywało, a ja w trasę.
W piątek musiałam odrobić środowy bieg, do zrobienia miałam 13 km spokojnym tempem. Tata wytyczył mi trasę na mapie, endo odpalone, Joka przy nodze- lecę. 
Prosto, następnie w lewo i mam niebieski szlak dla nordic walkingowców;) no to z ciekawości go przebiegłam, ma ok. 4,5 km


takie widoki na szlaku



i źródełka z niegazowaną

Dalej było jeszcze piękniej, Joka poczuła zew natury i pogoniła bociana, lisa, a na koniec bobra, heh tak śmiesznie przebierał tymi krótkimi girkami;)



Wszystko ładnie pięknie tylko zapomniałam co miało być dalej: w lewo? prosto? no i się zgubiłam. Endo mówi, że już jest 12 km, a domku ani widu ani słychu. Joka trop zgubiła, żadnej pomocy, dobrze, ze byłam harcerką i czytanie mapy to dla mnie pestka:) do czasu, bo moja elektroniczna mapa postanowiła się wyładować... pomocy....mamo....
Mama zawsze nam powtarza koniec języka za przewodnika, taaaa tylko ostatnia żywa istota została przegoniona przez Jokę i chyba za dużo by nam nie powiedziała. 
Jak już wspominałam, w czwartej klasie przez dwa tygodnie byłam harcerką i wiedza zdobyta na obozie w Prądówce pozwoliła mi wrócić na szlak, na którym rozpoznałam ślady moich butów:) ufff jesteśmy uratowane.. bo już było miękko;)
Endo się wyłączyło, ale później doliczyłam, że ostatecznie 15 km na budziku i 1000 kcal w lesie:)

niedziela, 3 maja 2015

I depniemy sobie ode wsi dode wsi

Kolano prawie wygojone, trener zapewnił, że z techniki męczyć dziś nie będzie więc pora na kolejną dawkę szosowej jazdy. Spotkaliśmy się w Poznaniu przy rondzie Starołęka i ruszyliśmy w kierunku Rogalinka.


Przejechaliśmy około 6 km i... przerwa- mamy pierwszą "gumę". Czas na lekcję z wymiany dętki, na dwie łyżki.

 Superman jak zwykle nie zawiódł, dziewczyny były wzruszone i pod wrażeniem;)

Jedziemy dalej. Nie obyło się od nauki "czegoś nowego", oczywiście już tego nie lubię, a chodzi o jazdę na kole. W uszach nadal słyszę okrzyki trenera "Zosia koło" i "bliżej koła", później już tylko było "KOŁOOOOOO" ... a niech cie... Może od początku: jechaliśmy w kolumnie, z przodu koledzy z mocniejszej grupy przecierali szlak, a ja z Kasią za nimi i jak najbliżej koła. Za nami kolejna para. Wystarczy mały błąd, zagapienie i wszyscy leżymy, pewnie moja wyobraźnia dodaje więcej niż to jest w rzeczywistości, ale ja lubię swoje zęby (wszystkie 13;))) dlatego tak asekuracyjnie jechałam i trzymałam się na dystans. 
W drodze powrotnej do jazdy na kole dorzuciliśmy jeszcze zmiany, czyli pierwsza para zjeżdża lekko na bok i przepuszcza resztę, chowając się za ostatnią parą. Wszystko po to by ci "pierwsi" też trochę odsapnęli. 
Piknik się udał, na liczniku 28 km i jeszcze cała niedziela przed nami. Już czekam na następną:)