Do tej pory na basen jeździliśmy w trójkę, mąż pływał, a ja z Antonina na spacerze i zamiana. Na pływalnię mamy ok 20 km stąd takie zabiegi logistyczne. Dzisiaj jednak zajęcia z trenerem o godzinie 20, czyli dawno po dobranocce, a każdy wie, ze przy cycu śpi się najlepiej;) i jak tu zostawić moje maleństwo???
Organizacja musiała być na
najwyższym poziomie, dlatego świeże mleko z prawika czeka w butelce, a przed
samym wyjazdem kolacja z lewego (nie mylić z Robertem;)) i mogę jechać...
Nie wiem, komu bardziej się ten pomysł nie podobał…
Cała w nerwach ruszyłam.
Na początek rozgrzewka. Treneirro musi zobaczyć moje umiejętności, no to perfekcyjna żabka i
ten kraul… właśnie… z nim zawsze coś
było nie tak. Dopłynąć dopłynę, ale tu ważny jest czas. Żeby to poprawić,
musimy popracować nad techniką.
Zaczynamy od nóg: deska w dłoniach i 4 długości, następnie 4 długości na plechach.
Ramiona: „ ósemka” między nogami- brak ruchu nóg - tylko
balans. Deska w dłoniach i 2 baseny lewe ramię, 2 prawe, wdech przy
każdym ruchu;
Ułożenie jak wyżej, tym razem wdech co drugi ruch ręką.
Dłoń mam jak pięciolatka więc muszę pamiętać o prowadzeniu
ramienia pod wodą do samego końca, ciężko to opisać, postaram się wkrótce
wrzucić filmik.
A… i najważniejsze - przygotowuję się do stylu australijskiego,
czyli mała praca nóg - głównie ramiona.
Nogi popracują na rowerze i biegu…