niedziela, 5 lipca 2015

Triathlon Szczecin 5.07.2015

Lato rozkręciło się na dobre, jeszcze tydzień temu startowałam w Pniewach w warunkach raczej wczesno jesiennych, a teraz słońce topi asfalt a dziewczyny lubią brąz :). Czas więc na triathlon w Szczecinie, a dokładnie Mistrzostwa Polski na dystansie ¼ IM.

Etap pierwszy- pływanie w Odrze, to ona miała mnie schłodzić po wciskaniu się w piankę jednak wchodząc czułam się trochę jak na starym CPNie;) lekko zakręciło się w głowie -  dzisiaj podziękuję za picie, diesel mi nie służy. Mój start zaplanowany na 9.05 w tak zwanej drugiej fali, Marcin wypłynął 5 minut wcześniej. Zaczęło się. Czyjaś ręka namiętnie klepie mnie po łydce i nie chce odpuścić, drugi ktoś napływa mi drogę i znowu myśli „po co ja to robię?”.  Włączam turbo żabkę i wymijam wodnych głaskaczy, w końcu jestem mężatką;) Znalazłam swoja przestrzeń, obrałam azymut czas na popisowego kraula- trener Jacek byłby ze mnie dumny, do czasu. Minęłam dwie żółte boje, przede mną długa prosta, coś czuję, że to ona jest pod prąd. Stylem mieszanym dopłynęłam. Silne męskie ramię wyciągnęło mnie z wody i podreptałam do strefy zmian. Szybka przebierka, buty, kask, oksy i moja biała szczała- lecę.

Po przejrzeniu profilu trasy nie obawiałam się jej, podjazdy a i owszem, ale nie takie mordercze jak w Lubaszu, niestety nie znam Szczecina i nie spodziewałam się, że dane mi będzie męczyć mojego bielucha na kocich łbach. I to dwa razy. Wytrzęsło mnie za wszystkie czasy i niestety też bardzo opóźniło, a w głowie miałam tylko, żeby dętki wytrzymały. Poza tym małym mankamentem trasa była godna, długo prosto, szerokie zakręty, nóżka szła.
Na budziku 47 km, hmmmm ćwiartka…. Każdy ma inny przelicznik;) Tym razem pamiętam, żeby zejść z roweru przed belką i gazu do strefy zmian. Zamiana butów, czapeczka na głowę, uwaga- biegnę.



Kibice szaleją, upał jeszcze bardziej, dobiegam do wodopoju. „Weź dwie” jak mówił klasyk, z jednego kubeczka parę łyków, zawartość drugiego ląduje na głowie. Pierwszy podbieg nie chciał się skończyć. Robi się coraz bardziej gorrrąco, chcę biec szybciej, żeby szybciej skończyć, ale nie mogę. Słońce pali mi ramiona, krem z filtrem 50 został pokonany, to już chyba koniec. Ratunek przychodzi w samą porę, wbiegam w kurtynę wodną całą sobą i żyję na nowo. Trasa bardzo urokliwa, dzięki niej trochę tego Szczecina zobaczyłam, ale stopień trudności – level expert. 4 ciężkie podbiegi, 35 stopni w cieniu. Czas biegu to trochę jak opowieść o „aseksualnym oberżyście”- dysząca ze zmęczenia, cała mokra, plująca wodą, której już nie dałam rady przełknąć, klejąca się od banana i resztek z nosa,  miss triathlonu to ja nie będę;)
Wielkie brawa należą się wolontariuszom za trafianie z prowiantem w moje „lego” ręce oraz kibicom, dopingujący a nawet podającym kostki lodu -  przy ich wsparciu udało mi się ukończyć triathlon z wynikiem 3:00:06, tym samym zajmując 1 miejsce w mojej kategorii wiekowej (K30-34). Właśnie po to to wszystko robię, bo sprawia mi to ogromną radochę :)
Szczecin uważaj, za rok też będę :P
  "Koronoracja" najlepszych trzydziestek;)
 Moja najpiękniejsza kibicka, jak zwykle przespała całą imprezę, ale przekaz myśli był;)
A bicek to po mamusi:)