sobota, 11 kwietnia 2015

ułahaaaaa rowery dwa, ułahaaa szosóweczki


Wcześniej, to jest przed erą Tosi, każdy słoneczny weekend robiliśmy z mężem dziesiątki kilometrów na mtb. Wielkopolski Park Narodowy mamy zjechany wzdłuż i wszerz, także jakby ktoś szukał przewodnika po parku to Marcin będzie idealny:) W erze Tosieńki za wiele się nie zmieniło, może poza rowerem, tym razem szalała Biała Szczała.
Tosiak bawi się z babcią zatem ruszamy. W planie jest krótki rozjazd, w końcu to moje pierwsze "kroki" na szosie więc skupiamy się na technice i zachowaniu wszystkich zębów. Taaaaaa, uwierzyłabym gdybym nie znała swojego męża, dla niego krótki oznacza minimum 50 km, na mniej nawet pieluchy nie zakłada.
Po skutecznej argumentacji (ważny jest spokojny ton wypowiedzi;)) stanęło na 40 km. W drodze nakrzyczałam na parę samochodów i jednego autobuśnika, jechali jak pii...raci, jakbyśmy byli niewidzialni, ale dojechaliśmy cali. Oczywiście, jak to zwykle bywa, droga powrotna zleciała zdecydowanie szybciej, a na budziku było 41km/h (duża górka).
Wideorelacja z ręki męża:)