niedziela, 28 czerwca 2015

Młodzi Pniewni


28 czerwca nastał w tym roku bardzo szybko, w sumie od marca to odliczanie nastawione było właśnie na tą datę i na godzinę 0, która wybiła o 9.30
4 miesiące ostrych treningów, 6 razy w tygodniu, zaangażowana cała rodzina wszystko po to by dzisiaj, 28.06 wystartować na triathlonie w Pniewach. Na zawodach,  które miały być sprawdzianem nie tylko mojej formy fizycznej ale i wytrwałości w dążeniu do celu.
6 rano pobudka, Tosia dostaje butle z mlekiem, a ja z mężem kanapki, nie ma co wymyślać na śniadanie, żeby później nie było zaskoczenia na trasie. Dziadkowie już są i biorą Tosieńkę w obroty, a my pakujemy rowery na pakę, jeszcze ostatnie sprawdzenie czy wszystko jest i możemy ruszać... No prawie, raz się cofnęłam po izotony, za drugim razem po okularki, teraz już bankowo wszystko mamy... Oby:)
Pogoda w tą niedzielę nie rozpieszcza, ale najważniejsze, że nie pada – pozostało jedynie dmuchanie na asfalt, żeby wysechł po nocnej nawałnicy. W ciepłych dresach jest tak miło… niestety woda wzywa i czas przywdziać foko-piankę. Przede mną 1500 m: 750 m szybkie wyjście, krótki bieg plażą i powrót w ciemne odmęty z nadzieją, że  a nóż uda się poprawić pierwsze okrążenie. Z plaży słyszę Fabrykowych friendsów: Jacek krzyczy, żeby szybciej, Alutka, żeby gonić tych z przodu, a ja … już chcę do mamy.
Druga pętla wyszła chyba szybciej, zatem biegnę ile sił w nogach do strefy zmian, nadal „uprzejmie” poganiana przez fabrykantów. Jest zimno, szybko ściągam piankę i chwila zawahania, czy zakładać bluzę czy nie tracić czasu i już jechać? Ech te moje dylematy i już tracę cenne sekundy. Jadę.
Trasę mogę zaliczyć do tych przyjemnych. Delikatne podjazdy, super oznaczone dziury w nawierzchni i dość szeroka nawrotka (tylko raz musiałam się wspomóc nogą). Dystans olimpijski pozwala na drafting, czyli tak zwaną jazdę na kole, próbowałam uczepić się Mariusza z Fabryki, niestety nie dałam rady dotrzymać mu tempa, tym samym „Drafting says no to me”.
Nie obyło się bez błędów nowicjusza, kończąc trasę nie zeszłam w porę z roweru i przejechałam przez belkę. Musiałam cofnąć się i jeszcze raz przez nią … przejść…. I uciekły kolejne sekundy…. Rafał mnie udusi ;/
Teraz już bez zbędnych ceregieli, ściągam kask, zmieniam buty i lecę. Na trasie widzę coraz więcej znajomych twarzy, jedni krzyczą, żeby „tak trzymać, inni, ze „to nie rekreacja” (Alutkaa, ja to sobie zapamiętam :P) jest i mój trener Rafał (ulubieniec wszystkich pań;)) teraz już nie ma haha hihi trzeba zasuwać.
Trasa biegowa wyborna, 4 pętle po 2,5 km przez samo centrum miasta. Bardzo dobrze rozlokowane punkty żywieniowe, na początku woda później banan i była moc, ale taka MOC, że pozwoliła mi osiągnąć życiówkę: dystans 10 km w czasie 48.11- chyba nikt się tego nie spodziewał, ja na pewno nie;)
Ostatecznie triathlon w Pniewach, dystans Olimpijski ukończyłam z czasem 2.56.29, udało się złamać barierę 3 godzin i to z małym zapasem.
Mój mały sukces zawdzięczam treningom z Fabrykom Triathlonu, dlatego chciałabym bardzo podziękować organizatorom Triathlonu w Pniewach za wybranie właśnie mnie na „Twarz Triathlonu”. Dzięki tej nagrodzie i Fabryce przeżyłam najpiękniejszą przygodę i zakochałam się w sporcie, który wydawał się dla mnie nieosiągalny.

Największe podziękowania należą się moim trenerom, to dzięki nim biję swoje rekordy i chcę więcej;) Jackowi za wyciskanie siódmych potów na basenie i w końcu nauczenie prawdziwego kraula, a Rafałowi, że ze mną wytrzymał i obudził „triathlonową bestię”, za dociskanie na rowerze i bieganie w plenerze, za perfekcyjny plan treningowy, dzięki któremu przekraczam granice własnych możliwości. Czy osiągnęłabym to wszystko trenując sama? Na pewno nie, a że chcę się dalej rozwijać i za rok poprawić swój wynik zostaję z Fabryką Triathlonu, a tych, którzy na poważnie myślą o triathlonie zachęcam do dołączenia do Fabryki. Daję im znak jakości TriMum;)