niedziela, 26 kwietnia 2015

NaWrotki... niee, na rower;)

Powiedzmy, że jeździłam na szosie i wydawało mi się, że wystarczy trochę potrenować, żeby było szybciej. Taaaa, powiedzmy, dużo mi się wydawało. Dzisiaj zostałam postawiona do pionu i zrównana z asfaltem -na nim zostawiłam też cząstkę siebie.
Spotkaliśmy się o 8.30 na poznańskiej Cytadeli (to tam gdzie 8 marca biegłam Enea Women Run), trener Rafał (vel Superman) od razu podkreślił, że skupiamy się na technice i kilometrów nie będzie za wiele. To było straszne. Po przejechaniu całości trasy, czyli po jakichś 5 minutach, zatrzymaliśmy się przy wysepce, która stworzyła trójkąt i ...zaczęło się. Zakręty!
Ich tajemnica to wchodzenie z szerokiego łuku do małego - inaczej od zewnątrz do wewnątrz z wystawieniem kolana, prawie jak żużlowcy... prawie. Na początku nie było źle, tempo emeryckie więc dałam radę, problemy zaczęły się gdy trzeba było się ścigać. Ławki, kosze na śmieci na wszystko trzeba uważać zatem trawniki często były moje. Wizja zawodów stała się mglista.
Część druga ćwiczeń to nawroty. Reguła podobna, czyli do punktu nawrotki najeżdżam szeroko i podczas mijania zbliżam się. Brzmi skomplikowanie i takie też było... polała się krew, padło kilka nieprzyjemnych słów.

Cho na rower- mówili, będzie fajnie, mówili. Noooo było, taka impreza, kolano potwierdza, najbardziej jednak boli fakt, że nie wyszło

Babski skład, trener nie miał lekko, ale przetrwał nasze humory;)