sobota, 25 lipca 2015

I did it again- czyli podejście do triathlonu nr 4- Challenge Poznań

25.07 sobota, to na ten dzień czekałam prawie 2 lata i stało się -w końcu wystartuję na jednej z największych imprez triathlonowych w Polsce- Challenge Poznań.
Jak zwykle kluczowa sprawa to pogoda, rok temu grzało na potęgę, pamiętam bo kisiłam się z Tosią w domu, a teraz straszą burzami. Rzut okiem na szczegółową prognozę i jest- burze i ulewy od 13...hmmmmm o tej porze to już bym chciała być po wszystkim....
To będzie dłuuuga sobota, pobudka o 5 rano, nawet Tosia jeszcze spała, śniadanie i ruszamy nad poznańską Maltę. Mój wierny kibic, potocznie zwany mężem, jak zawsze przy mnie:) Rower zostawiliśmy już wczoraj, dzisiaj tylko dopompować opony i zostawić cały ten majdan (nie Radosław;)) i czekamy. Start mojej fali o 10:10... 3 godziny... idziemy spać do auta.
Start każdej fali poprzedzony był utworem Heart of courage (https://www.youtube.com/watch?v=LRLdhFVzqt4) przy którym mam ciarki, wystrzał z armaty i ruszamy. Moja grupa jako ostatnia, skład to wszystkie panie i panowie M50.
W wodzie pierwszy raz odczułam co to znaczy pralka, co chwilę ktoś na mnie napływał, często z obu stron naraz, mizianie po nogach, woda na twarz i litry wypitej maltanki, motywowały do szybszego wyjścia. Tak oto moim stylem mieszanym żabko-kraulowym wydostałam się z otchłani jeziora po 35 minutach- mój nowy rekord:)


Prawdziwa męka miała się dopiero zacząć. Strefa zmian została w tym roku usytuowana na Polanie Harcerza, do której prowadzi dłuuga i stroma ścieżka, na którą oczywiście trzeba wbiec, jak najszybciej. W głowie miałam tylko jedną myśl "Kto to qrcze wymyślił ten podbieg". Wyjście ze strefy, może i płaskie, za to równie odległe, tym samym T1 wyniosło u mnie aż 4,5 minuty.
Trasa rowerowa to z ulicy Baraniaka do ronda Śródka i dalej już prosta do Kostrzyna. Tam szeroki nawrót i powrót drugim pasem. Trasa "do" była rewelacyjna, średnia na liczniku 35km/h, byłam "King of the Bongo", sama nie wierzyłam, że tak mi idzie, czyżby woda z Malty miała taką moc? będę pić codziennie:) czas będzie rewelacyjny:) noooo byłby, gdyby nie ta nawrotka. Wszystko stało się jasne. Jak dostałam wiatrem w twarz, zresztą na całą siebie wydawało mi się, ze pedałuje w miejscu, cisnę, cisnę i nic. A miało być tak pięknie, chociaż zawsze mogło być gorzej, np. mogłam złapać kapcia;)
  
Wjazd do Poznania jakoś mnie zmotywował by depnąć mocniej, w końcu wiatr już nie dawał na twarz. Szybki zeskok przed belką i już prowadzę moją białą szczałę do strefy.  
 Na biegu wiatr nie był już odczuwalny, ale zrobiło się ciepło, nawet bardzo. Nie odpuściłam żadnego punktu żywieniowego, a moja metoda na pomarańczko jak zwykle dała radę. Polega ona na tym, że z każdego punktu poza wodą zabieram też kawałek pomarańczy, którą zjadam dopiero, gdy poczuję, że opuszcza mnie moc. Wiadomo wododajnie nie zawsze są wtedy, gdy są potrzebne, a oryndż daje radę:)

           







Takie fontanny najbardziej uwielbiam:)     
Znowu cała mokra, za to pięknie uchwycona faza lotu :)
 Ziomale z Fabryki, jak zwykle nie zawiedli- doping pierwsza liga, na trasie kibice też wspaniale wspomagali, efektem tego był czas biegu 51:18.
Wynik końcowy to 2:57:15, co dało 685 miejsce w klasyfikacji OPEN i 20 w K 30-39. Życiówki nie było ale zawsze sukces, że 3 godziny zostały złamane:) i zdążyłam przed deszczem:)










Za rok oczywiście znowu walczę, żeby ustanowić nowy własny rekord - poza tym impreza była przednia więc nie mogę jej odpuścić:)